Reklama

Przemysł Zbrojeniowy

Problemy rosyjskiego producenta czołgów. Pracownicy giną, długi rosną ale defilada musi być [KOMENTARZ]

Fot. UVZ
Fot. UVZ

Uralwagonzawod, zakład produkujący m. in. najnowsze rosyjskie czołgi T-14 Armata czy T-90M, boryka się z poważnymi problemami. Długi, przegrane sprawy sądowe, skandalicznie niskie płace i wypadki, w tym śmiertelne, to tylko część problemów. Część mediów mówi o „finansowej czarnej dziurze” w którą zmienił się Uralwagonzawod, wciągając w otchłań również kontrahentów i banki, a wszystko jak się wydaje z pełną premedytacją a być może również z naruszeniem prawa. 

Zła passa słynnych zakładów Uralwagonzawod w Niżnym Tagilu trwa co najmniej od dekady, a poważny kryzys zaczął się w latach 2014-2016, gdy firma zadłużyła się na ponad 100 mld rubli (około 1,4 mld dolarów). Choć trzeba przyznać, że było to związane głównie z produkcją cywilną, znajdującymi się w nazwie firmy wagonami kolejowymi. Produkcja w tym zakresie tylko w 2020 roku zmniejszyła się o 40%, ze względu na nasycenie rynku. Na niewiele zdało się rozwiązanie jakie wprowadziła rosyjska administracja w 2015 roku, skracając maksymalny okres służby wagonów z 38 do 22 lat. Pomogło to na kilka lat, gdyż zmusiło przewoźników do wymiany ponad 200 tys. wagonów, ale skutkiem tego odmłodzenia jest to, że Uralwagonzawod do 2030 roku nie może się spodziewać znaczących zamówień.

Obecnie na rynku cywilnym firma szuka nowych zamówień, na przykład w zakresie platform do przewozu kontenerów gdyż dotąd gros produkcji stanowiły otwarte wagony drobnicowe. Przewóz kontenerów  ostatnim czasie zaczął wypierać stare typy wagonów. Uralwagonzawod próbuje dostosować się do sytuacji, ale przede wszystkim ratują go zamówienia subsydiowane przez państwo oraz kontrakty wojskowe, w tym głównie eksportowe, gdyż zapewniają znaczne środki w twardej walucie.

Stary sprzęt i 200% normy, czyli stare problemy w nowym wydaniu?

Problem zarówno dla produkcji cywilnej jak i wojskowej stanowią ogromne ryzyko w pracy i skandalicznie niskie zarobki pracowników, jak podaje portal R1.RU w tekście „Życie dla „Armaty”: Dlaczego w Uralwagonzawod robotnicy umierają i ulegają okaleczeniu.” Jak przekonuje Aleksander Iwanow, związkowiec który przepracował w zakładzie 20 lat, problemem jest przede wszystkim nieprzestrzeganie zasad BHP, wyeksploatowane, niesprawne maszyny i ignorowanie przez przełożonych informacji od załogi. Skutkiem są dziesiątki wypadków rocznie, w tym wiele bardzo poważnych, również śmiertelnych. Portal przytacza pięć z długiej listy wypadków które zakończyły się śmiercią pracownika. Ostatni pochodzi z grudnia 2020 roku, gdy 47-letni pracownik został zmiażdżony przez prasę którą naprawiał po uprzednim wyłączeniu urządzenia.

Przyczyną tych tragedii, jak przekonuje Aleksander Iwanow, są nie tylko kwestie techniczne i organizacyjne, ale też żałośnie niskie dochody. Normalna pensja, przy obecnej stawce godzinowej to 25-30 tys rubli (340-410 dolarów) miesięcznie. Od lat pensje podnoszone są planowo o 3% rocznie, podczas gdy nawet oficjalna inflacja wynosiła w Rosji w ostatnich 5 latach od 4,5% do nawet 7% rocznie. Realna inflacja, jak podaje niezależny holding badawczy „Romir", wyniosła w ubiegłym roku około 14%, ale niektóre produkty żywnościowe podrożały nawet o 23%.

image
Pojazdy uczestniczące w słynnym czołgowym biatlonie z logo Uralwagonzawod na kadłubie. Fot. UVZ

Co to oznacza? Aby zarobić na utrzymanie większość pracowników pracuje w nadgodzinach. Żeby zarobić „godziwe” 40-50 tysięcy, trzeba pracować co najmniej 200 godzin miesięcznie, czyli nie mniej niż 10 godzin dziennie. Jak mówi związkowiec, oznacza to, że wielu pracowników praktycznie nie opuszcza zakładu. Są przemęczeni i popełniają błędy. Wszystko to przekłada się z jednej strony na jakość i bezpieczeństwo pracy. Z drugiej strony ludzie, szczególnie zatrudnieni „na akord”, wezmą każdą robotę jaka się trafi aby utrzymać siebie i rodzinę.

Warto przypomnieć, że nie mówimy tu o zakładzie skręcającym meble, ale strategicznej firmie produkującej wagony, czołgi, transportery opancerzone. Sprzęt wojskowy dla rosyjskiej armii, ale też eksportowany do krajów takich jak Indie czy Zjednoczone Emiraty Arabskie jest produkowany na zabytkowych maszynach przez kiepsko opłacaną załogę. W tej sytuacji nie powinny dziwić ani opóźnienia, ani problemy finansowe samego Uralwagonzawodu, liczone w setkach miliardów rubli.

Producent czołgów walczy w sądzie

Sytuacji nie poprawiło nawet mianowanie w 2017 roku na dyrektora generalnego Aleksandra Potapowa, byłego wiceministra przemysłu i handlu Federacji Rosyjskiej, mającego wieloletnie doświadczenie w Federalnej Agencji Przemysłu i na stanowisku zastępcy dyrektora Rosyjskiej Agencji ds. Uzbrojenia Konwencjonalnego. Potapow wszedł do firmy z hukiem, zarządził audyt i ogłosił ujawnienie korupcji oraz podważył kilka umów o wartości setek milionów rubli z zewnętrznymi podmiotami, takimi jak znane w Rosji Biuro Projektowe Konstrukcji Wysokich i Podziemnych z Petersburga. Sukces okazał się tymczasowy i kosztowny. Większość z tych kontraktów nie tylko została uznana przez sądy za wiążące, ale Uralwagonzawod obciążono też wielomilionowymi kosztami postępowań sądowych.

„UralWagonProcent”

Firma z Niżnego Tagilu nie narzeka na brak spraw sądowych. Co ciekawe, w części jest podejrzana o fałszowanie dokumentów oraz stosowanie co najmniej wątpliwych prawnie i etycznie praktyk. Jedną z nich są ukryte w umowach klauzule, które potrafiły doprowadzić kontrahentów do upadłości. W jaki sposób? W umowach dotyczących np. dostawy i instalacji maszyn i urządzeń w zakładach Uralwagonzawod niespodziewanie pojawiały się klauzule, zgodnie z którą w razie nieterminowej realizacji kontraktu wymagane prawem zaliczki są traktowane jako komercyjna pożyczka na lichwiarską stawkę, sięgającą 70% rocznie. Oczywiście zakład był w stanie samymi kwestiami proceduralnymi opóźnić zamknięcie kontraktów, których realizacja trwała rok lub dwa. Najczęściej po prostu zwlekano z wypłatą zaliczki, skutecznie pozbawiające kontrahenta środków na terminowe zrealizowanie umowy.

Czołgi podczas defilady na Placu Czerwonym. Fot. Vitaly V. Kuzmin/Wikipedia/CC BY SA 3.0.
Czołgi z Niznego Tagilu podczas defilady na Placu Czerwonym. Fot. Vitaly V. Kuzmin/Wikipedia/CC BY SA 3.0.

Ze względu na takie praktyki Uralwagonzawod trafił na „czarną listę” wielu rosyjskich banków i jego kontrahentom trudno jest uzyskać wymagane gwarancje bankowe na kontrakty realizowane na rzecz zbrojeniowego koncernu. Kolejnym powodem są zadziwiające praktyki, takie jak ubiegłoroczna sprawa sądowa, w której Uralwagonzawod próbował uzyskać pieniądze z gwarancji bankowych za już wykonaną pracę pozywając Sberbank i spółkę Industrialnyj Sbieregiatielnyj Bank. W sprawie pojawiły się oskarżenia o fałszowanie dokumentów i próbę uzyskania nienależnego wynagrodzenia.

W kilku podobnych sprawach, zwykle przeciw mniejszym bankom, firma zbrojeniowa uzyskała już setki milionów rubli. Wiązało się to z wyjątkową przychylnością sądów, które nie zagłębiały się zbytnio w dokumenty. Nie analizowano np. jak w umowach wymagane prawem zaliczki zmieniały się w pożyczki na 70% w skali roku i czy podpisy widniejące na dokumentach nie są przypadkiem fałszywe. Lokalne media podejrzewały, że działo się to za sprawą nacisków na wymiar sprawiedliwości ze strony państwowych koncernów.

Finansowa czarna dziura?

Sytuacja tego, jednego z flagowych przedsiębiorstw rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego, jest trudna i niejasna. Firma nie tylko ma potężne długi, ale też od kilku lat stara się je ukrywać. Uralwagonzawod nie publikuje w terminie raportów kwartalnych i rocznych. Nadal udziałowcy czy związki zawodowe, nie mówiąc o opinii publicznej, nie znają raportu finansowego spółki za pierwszy kwartał 2020 roku. Związkowcy mówią o stale pogarszającej się sytuacji, której sygnałem jest np. systematyczne przekierowywanie etatowych pracowników do pracy w niepełnym wymiarze oraz pracy na akord. Oznacza to, że sytuacja załogi, obecnie niewesoła, będzie się nadal pogarszać.

Wszystko to dzieje się w tle przygotowań do dorocznej defilady 9 maja na Placu Czerwonym, gdzie tradycyjnie zakłady Uralwagonzawod będą chwalić się najnowszymi produktami: T-14 Armata, T-90M Proryw czy BMPT Terminator. Firma już pochwaliła się tym, że wysyła ekipę swoich ekspertów na podmoskiewski poligon Alabino. Będą oni nie tylko doglądać sprzęt biorący udział w defiladzie, ale też rozpoczną przygotowania do Biatlonu Czołgowego. Problemy zakładu są daleko od Moskwy i nie mogą przecież kolidować z oficjalną propagandą sukcesu.

O problemach Uralwagonzawod nie usłyszycie w wiodących, państwowych rosyjskich mediach. Piszą o tym niezależni dziennikarze i lokalna prasa, która śledzi np. sądowe epopeje zakładów z Niżnego Tagilu. W oficjalnych mediach widać za to echa problemów Uralwagonzawod, takie jak informacje o przesunięciu o rok dostawy czołgów T-14 Armata, czy stałe 2-3 letnie opóźnienia w realizacji nie tylko dostaw nowych wozów, ale nawet modernizacji czołgów dla rosyjskiej armii. Jedynie kontrakty zagraniczne są realizowane niemal zawsze na czas, gdyż dzieje się to kosztem zamówień krajowych. Chodzi nie tylko o twardą walutę, ale też wizerunek Rosji jako wiarygodnego dostawcy. Jak podaje SIPRI w raporcie za rok ubiegły, Rosja nadal pozostaje drugim po USA eksporterem broni, choć sprzedaż spadła o 20%. Wszystko dzięki takim firmom jak Uralwagonzawod, które mogą zaoferować atrakcyjną cenę, nawet kosztem życia i zdrowia pracowników oraz własnej płynności finansowej. 

Reklama
Reklama

Reklama

Komentarze (1)

  1. CC

    Nie rozumiem naszego "darcia szat" nad kondycją zakładów Moskali. Wydaje mi się, że lżej, łatwiej wyjdą z zapaści niż nasze zdychające firmy.

Reklama