Reklama

Siły zbrojne

US Navy: Nawodne drony strzelają rakietami przeciwlotniczymi [ANALIZA]

Próby bezzałogowego okrętu „Ranger”. Fot. US Navy
Próby bezzałogowego okrętu „Ranger”. Fot. US Navy

Amerykańska marynarka wojenna przeprowadziła próbne strzelanie rakiety przeciwlotniczej SM-6 z kontenerowej wyrzutni zainstalowanej na bezzałogowym okręcie nawodnym „Ranger”. Próba ta może być wstępem do wprowadzenia floty uzbrojonych, nawodnych dronów, które będą w pełni przygotowane do zwalczania celów nawodnych, podwodnych, lądowych i powietrznych.

Pomysł instalowania wyrzutni rakietowych w standardowych kontenerach nie jest nowy i był lansowany m.in. przez rosyjską marynarkę wojenną. Wcześniejsze projekty dotyczyły jednak przede wszystkim rakiet manewrujących oraz przeciwokrętowych, dla których dane o celu nie muszą być w sposób ciągły korygowane. Amerykańska marynarka wojenna dokonała jednak przełomu i nie dość, że zainstalowała w kontenerze wyrzutnię pionowego startu dla pocisków przeciwlotniczych i przeciwrakietowych SM-6, to dodatkowo kontener ten zainstalowano na bezzałogowym okręcie USV „Ranger” (Unmannes Surface Vehicle).

Jest to efekt programu budowy „Floty Duchów” (Ghost Fleet Overlord), czyli jednostek, które realizowałyby zadanie skrycie, bez załóg i sterowane zdalnie, z dużej odległości. Wykorzystany w czasie prób bezzałogowy okręt nawodny Ranger jest jedną z co najmniej dwóch jednostek pływających-robotów, używanych przez amerykańską marynarkę wojenną do testowania systemów autonomicznych w realizacji niebezpiecznych i czasochłonnych zadań, wcześniej wykonywanych przez załogowe jednostki pływające. Programy te są realizowane we współpracy z biurem ds. obronnych zdolności strategicznych Departamentu Obrony (Department of Defense’s Strategic Capabilities office).

Jak na razie Amerykanie nie testują konkretnych, już gotowych do wprowadzenia rozwiązań, ale zdolności, które można osiągnąć po ich ewentualnym wprowadzeniu. Dlatego do prac nad systemami autonomicznymi lub sterowanymi zdalnie nie wykorzystuje się specjalnie do tego zaprojektowanych i wykonanych jednostek pływających, ale statki doraźnie przystosowane do realizacji potrzebnych testów. W ten właśnie sposób przerobiono na nawodne drony, dwa cywilne statki „Ranger” i „Nomad” – wcześniej wykorzystywane do szybkiego przewożenia zaopatrzenia w strefie przybrzeżnej lub do regularnego i szybkiego dostarczania dostaw na platformy wiertnicze.

image
Doraźnie przystosowane do testowania systemów bezzałogowych statki do zaopatrzenia platform wiertniczych „Nomad” (widoczny z tyłu) i „Ranger”. Fot. twitter.com/DeptofDefense

Wybór tych jednostek nie był przypadkowy, ponieważ posiadają one obszerne, puste pokłady rufowe doskonale nadające się do instalowania na nich standardowych kontenerów. Po położeniu tych pokładach odpowiedniej sieci zasilającej i informatycznej można już było dokładać na oba okręty różnego rodzaju moduły zadaniowe, starając się działać przy tym według zasady „Podłącz się i działaj” („Plug and Play”).

Dzięki takiemu podejściu w programie realizowanym zaledwie od 2017 roku już odnotowano wielki sukces, jakim jest niewątpliwe odpalenia zdalne rakiety przeciwlotniczej SM-6. Według Amerykanów cała operacja miała zostać przeprowadzona na platformie bezzałogowej. Na filmie ujawnionym przez US Navy rzeczywiście nie widać ludzi na pokładzie statku „Ranger” w momencie przygotowania jednostki do strzelania i podnoszenia wyrzutni ze standardowego kontenera, jak również wewnątrz mostka podczas pływania i wykonywania manewrów. Jest jednak prawdopodobne, że obsada zabezpieczająca była wewnątrz okrętu, przygotowana na ewentualną interwencję w przypadku nieudanego odpalenia rakiety.

Dodatkowo systemy bezzałogowe muszą się poruszać zgodnie z Konwencją Narodów Zjednoczonych o prawie morza (Convention on the Law of the Sea), a więc zbiorem zasad i praktyk uzgodnionych przez ONZ. Stany Zjednoczone nie ratyfikowały jeszcze tej konwencji, co nie oznacza że amerykańskie jednostki pływające nie przestrzegają tych regulacji realizując zadania na morzu. Podobnie jest też w systemach bezzałogowych, które w sytuacji, gdy muszą działać autonomicznie (np. przy utracie łączności), muszą „znać” zasady poruszania się na morzu, np. samodzielnie ustępując drogi lub realizując manewry antykolizyjne.

Amerykanie mają już w tej dziedzinie duże osiągnięcia. Świadczy o tym chociażby fakt, że w październiku 2020 r. statek „Ranger” przepłynął etapami z Zatoki Meksykańskiej na zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych, działając z załogą tylko podczas przejścia przez Kanał Panamski, bo tego wymagało obowiązujące prawo. Podobnie autonomiczny rejs wykonał również nieco mniejszy „Nomad”, który przebył tą drogę w miesiącach letnich 2021 roku.

image
Próby bezzałogowego okrętu „Ranger”. Fot. US Navy

Oczywiście bezzałogowe systemy nawodne są już wykorzystywane i testowane od wielu lat, jednak Amerykanie weszli obecnie na wyższy poziom, sprawdzając możliwość wykorzystania zdalnie sterowanych platform do odpalania z nich rakiet przeciwlotniczych. W pierwszej kolejności sprawdzono samą możliwość użycia uzbrojenia, w tym przede wszystkim: czy łącze dowodzenia i kierowania jest odpowiednio zabezpieczone oraz czy system startowy zadziała zgodnie z przewidywaniami.

Dopiero kolejnym etapem ma być sprawdzenie, czy taki nawodny dron jest w stanie w taki sposób wystrzelić rakietę, by mogła ona trafić w bardzo szybko poruszający się i manewrujący cel powietrzny. Amerykanie mają tu do rozwiązania bardzo wiele zagadnień. Ostatnie testy udowodniły, że udało im się rozwiązać problemy techniczne związane z zaprojektowaniem samej, podnoszone wyrzutni, którą zabudowano w łatwym do transporcie i montażu, standardowym kontenerze. Samo przeprowadzenie procedury startowej nie stanowiło już większego problemu, ponieważ nawet na okrętach załogowych odbywa się ona w sposób zdalny, z tą różnicą, że polecenia inicjujące poszczególne etapy nie są przekazywane drogą radiową, a najczęściej liniami kablowymi.

image
Próby bezzałogowego okrętu „Ranger”. Fot. US Navy

Teraz przed Amerykanami pozostaje zadanie związane z wprowadzeniem do systemu rakietowego odpowiednio szybko aktualizowanych danych o celu. Oczywiście można w taki sposób wyposażyć bezzałogowy okręt, by mógł on to robić z wykorzystaniem własnych sensorów. Zainstalowanie na dronie nawodnym odpowiedniego radaru (lub radarów) wymagałoby jednak zbudowania stosunkowo duże jednostki pływającej, a to zwiększyło by automatycznie jej koszty. Dlatego bardziej prawdopodobne jest wykorzystanie bezzałogowych okrętów głównie jako pływających wyrzutni, które dadzą szansę na zwalczanie obiektów znajdujących się poza zasięgiem systemów zainstalowanych na działających niedaleko niszczycielach lub krążownikach.

Pozostaje dodatkowo etyczny problem samego użycia uzbrojenia. Każde otwarcie ognia jak na razie musi być autoryzowane w ostatnim momencie przez człowieka. W przypadku już rozpoczętej procedury startowej na dronie, takie przerwanie sekwencji nie zawsze może być możliwe i przed tego rodzaju przypadkami trzeba się odpowiednio zabezpieczyć. Jak na razie postępy w pracach są jednak na tyle duże, że Amerykanie już zapowiadają wprowadzenie do programu „Ghost Fleet Overlord” kolejnych dwóch jednostek pływających, które mają już być do tego specjalnie zaprojektowane. Według nieoficjalnych informacji ich budowa już się rozpoczęła.

Pomijając sam rozwój systemów bezzałogowych niezwykle ważne w ostatnich testach jest opracowanie kontenerowej wyrzutni dla rakiet SM-6. Trzeba bowiem pamiętać, że są to pociski przeznaczone nie tylko do zwalczania „klasycznych” celów powietrznych (samoloty, śmigłowce i rakiety manewrujące), ale również do przechwytywania pocisków balistycznych w końcowej fazie lotu (a więc również rakiet hipersonicznych), do rażenia celów lądowych oraz atakowania poruszających się obiektów nawodnych. Zadanie te może być realizowane również na dużych odległościach, nawet wtedy, gdy okręt z wyrzutnią sam nie widzi celu (z powodu horyzontu) przekazując kierowanie pociskiem innej platformie (w tym np. samolotom F-35).

image
Próby bezzałogowego okrętu „Ranger”. Fot. US Navy

Oznacza to, że każda jednostka pływająca, posiadająca miejsce na zamontowanie standardowego kontenera, już w niedługiej przyszłości może służyć jako okręt przeciwlotniczy – element tarczy antyrakietowej. Problemem nie jest nawet system łączności, ponieważ film z pokład okrętu „Ranger” wyraźnie pokazuje, że jeden ze znajdujących się tam kontenerów zawiera dedykowany system łączności satelitarnej. Analitycy zwracają również uwagę, że jeżeli Amerykanom udało się umieścić w kontenerze rakietę wcześnie przygotowaną do odpalania z wyrzutni pionowego startu Mk41, to tak samo mogą zrobić z innymi pociskami startującymi z tego systemu startowego. Jest więc bardzo prawdopodobne, że w podobny sposób zostaną „skonteneryzowane” rakiety manewrujące BGM-109 Tomahawk oraz inne rakiety przeciwlotnicze (np. SM-3).

Jest to tym bardzie oczywiste, że wysuwana z kontenera wyrzutnia pokazana w filmie przez US Navy ma bardzo przypominać czterosilosowy system startowy, z którego w sierpniu 2019 r. w Stanach Zjednoczonych odpalono rakietę Tactical Land-Attack Missile (TLAM) R/UGM-109 Tomahawk. Celem tamtej próby było jak najszybsze wprowadzenie lądowej rakiety manewrującej klasy LBASM (Land-based Anti-ship Missiles), po wcześniejszym zerwaniu traktatu INF.

image
Przeprowadzone przez Amerykanów w 2019 roku testy lądowej wyrzutni pionowego startu rakiety Tactical Land-Attack Missile (TLAM) R/UGM-109 Tomahawk. Fot. Scott Howe/DoD

Takie powszechne i skryte rozmieszczenie wyrzutni na dużym obszarze jest zgodne z amerykańską ideą stworzenie tzw. „broni sieciowej”, którą w razie konieczności będzie można odpalić w odniesieniu do celów widzianych przez platformy znajdujące się w zupełnie innym miejscu. Pozwoli to stworzyć swoista „sieć zabijania” („kill-web”), która będzie mogła obejmować nawet tysiące kilometrów. Co więcej przeciwnik nie ma możliwości wykrycia, gdzie znajdują się rozproszone i działające zupełnie pasywnie wyrzutnie np. „antyrakiet”.

W ten sposób mogą się one np. znajdować w dowolnym miejscu na ladzie lub w kontenerach, umieszczonych na statkach handlowych płynących wzdłuż wybrzeży jakiegoś państwa. Mogą one zostać również umieszczone na lodołamaczach, które w przyszłości zamierza wprowadzić amerykańska Straż Przybrzeżna chroniąc Arktykę przed coraz bardziej agresywnie tam działającymi Rosjanami.

image
Rosjanie już od ponad 10 lat reklamują kontenerowe wyrzutnie rakiet manewrujących i przeciwokrętowych. Zdjęcie z 2012 roku. Fot. M.Dura

Sami Rosjanie także próbują wprowadzić podobną koncepcję, jednak jak na razie udało się „skonteneryzować” jedynie rakiety manewrujące i rakiety przeciwokrętowe. Ich dużym sukcesem było dodatkowo takie zminiaturyzowanie systemu kierowania tym uzbrojeniem, że rakiety manewrujące 3M14 systemu „Kalibr-NK” o zasięgu ponad 2500 km mogły otrzymać nawet tak małe jednostki pływające jak korwety projektu 21631 typu „Bujan-M” (o długość 74,1 m, szerokość 11 m i wyporność 949 ton) oraz korwety projektu 22800 typu „Karakurt” (o długość 67 m, szerokość 11 m i wyporność 860 ton). Są to jednak jednostki załogowe, a dodatkowo z wyrzutniami pionowego startu na stałe zabudowanymi w kadłubie.

Obecne próby prowadzone w Stanach Zjednoczonych jak również o wiele większy budżet na prowadzenie badań mogą spowodować, że skonteneryzowane uzbrojenie rakietowe pojawi się wcześniej na amerykańskich jednostkach pływających. Podobne pierwszeństwo przed Rosjanami, Amerykanie osiągną na pewno przy wprowadzaniu bezzałogowych, uzbrojonych okrętów. Co do Chin sprawa już jednak nie jest wcale taka oczywista.

Reklama
Reklama
Reklama

Komentarze (18)

  1. Przyszlosc 1 linii to satelita drony i rakiety a nie masa ludzi na czołgach i ciężarówkach

  2. gazek

    Główny wniosek dla naszej MW. Żadnych fregat, tylko korwety.

  3. zgnilizna

    Dla hakerów, fizyków zajmujących się oddziaływaniem elektromagnetycznym, speców od broni WRE i energetycznych nadchodzi złota dekada! Wszyscy chcą rozwijać systemy zdalnie kierowane, które są i będą podatne na zdalne ataki, czy oddziaływanie i zakłócanie elektromagnetyczne. Perspektywicznym Everestem wyrafinowania, będzie zdalnie przejąc autonomiczne jednostki przeciwnika i wykorzystać je przeciw niemu samemu, albo zdezaktywować technikę wojskową wroga przed własnym uderzeniem.

  4. M

    Koncepcja jak najbardziej słuszna i dobra też dla naszej MW, ale.. Największym problemem jest oczywiście łączność. To sterowny z zewnątrz dron - w samodzielną decyzyjnie AI (sztuczną inteligencję) w roku 2021 nie wierzę. USA ma satelity, my nie, i tyle w temacie. M

    1. bziko

      A słyszał M o Awacs-ach? Albo dronach łączności? To ciut taniej niż żelastwo na orbicie.

  5. ty i ja

    male muszki dronowe i po zabawie

  6. stefan

    A co jak do morskiego drona przyczepi się np. magnesem jakiś obcy ładunek ?

  7. Gulden

    Skoro można sterować Predatorem,sprzed monitora,kilka tysięcy kilometrów od miejsca gdzie startuje dany dron,i trafiać potem rakietą w co się tam chce trafić,to i czemu by nie można sterować tak samo takim nawodnym predatorem na morzu?Amerykanie mają system satelit,więc spokojnie dadzą radę takie coś zrobić.Ba,to byłoby zdrowe,ekologiczne,i zgodne z zasadami demokracji w rozumieniu amerykańskim,Czyli amerykańscy chłopcy nie przelewali by krwi,a i w mediach takie operacje by wspaniale wyglądały,bo wojna w TV jest, do przyjęcia.Szczególnie przez społeczeństwo w USA.

  8. Da(łn)vien

    Jak zwykle wszystko wyszło perfekcyjnie niczym wycofanie się wojsk USA z Afganistanu, przypomnę tylko że większość leciała w łukach bagażowych i podwoziu taki dodatkowy element ćwiczeń w trudnych warunkach.

    1. Muminek

      Mylisz się ... perfekcyjnie wychodzi wszystko tylko u was ...

    2. ruski krawiec

      Ich perfekcja nazywa się dziewiąta kompania...

  9. bc

    Tyle że załoga na okręcie odpowiada w dużym stopniu za jego utrzymanie w sprawności kto utrzyma drona? Mobilne obsługi przerzucane śmigłowcami?

  10. Ein

    To jest przede wszystkim odpowiedź na liczebną przewagę chińskiej floty, która raczej będzie się tylko pogłębiać w najbliższych latach. Nie jakościową, tu Amerykanie zachowają przewagę, ale przy ogromnej liczbie jednostek eskortowych (klasy korweta, fregata) oraz podwodnych (potężna flota złożona z dość nowoczesnych jednostek konwencjonalnych głównie) trzeba to jakoś skontrować. Taka flota duchów będzie właściwą odpowiedzią, bo zamiast tych około 300-350 jednostek (z tego na teatrze nie więcej niż 100-150 i to przy osłabieniu obecności na innych akwenach) USN będzie c.a 500-600 jak chcą planiści Pentagonu. To się da swobodnie zrobić, a jak jeszcze prace nad podwodnymi dronami pójdą równie mocno naprzód co z nawodnymi to Chiny będą miały problem. Oczywistą odpowiedzią będzie rozwój własnych platform, przy czym Chiny nie tylko będą musiały kontrować flotę duchów, ale także niemały potencjał flot sprzymierzonych (głównie japońskiej, australijskiej i indyjskiej), co de facto zredukuje przewagę liczebną nad USN w załogowych platformach, nawet przy maksymalnym wysiłku modernizacyjnym Państwa Środka. Z najnowszych planów wynika, że maksimum jakie sobie planiści w Pekinie ustalili to 5-6 TF z lotniskowcami (bez pierwszych dwóch, tych nie wliczają, bo to jednostki szkolno-wdrożeniowe), co raczej nie wystarczy na super lotniskowce USN, biorąc pod uwagę nie tylko parametry, zaokrętowane statki powietrzne, ale wyszkolenie, sprawność organizacyjną i doświadczenie. Wraz z flotą duchów, przy konteneryzacji wszystkich kluczowych efektorów, ciężko będzie znaleźć skuteczną odpowiedź na to wyzwanie. W białej księdze z zeszłego roku wprost postuluje się wprowadzenie bezzałogowych, także dużych platform, jako niezbędnego elementu TF, a nawet samodzielnych (!) grup zadaniowych, działających w najbardziej narażonych na odpowiedź przeciwnika (op oraz pociski dalekiego zasięgu, w tym przeciwokrętowe balistyki, czytaj asymetria w chińskim wydaniu) akwenach. Chodzi o to, by przeciwnik nawet jak uderzy to trafiał w to, co można wzorem drugowojennym produkować seryjnie, masowo i dostarczać jako uzupełnienie strat szybko, bazując na potędze przemysłu na stopie wojennej. Jak z Liberciakami tylko już bez załóg, bez czynnika ludzkiego, który poza kwestiami moralno-etycznymi czy emocjonalno-społecznymi, jest deficytowym zasobem, bo wyszkolenie, bo czas itd. To co przygotowuje USN bardzo współbrzmi z rojami dronów, robotyzacją pola walki innych rodzajów SZ (morskopiechotne wyrzutnie NSM na łazikach choćby), minimalizacją udziału czynnika ludzkiego w strefie walk. Dla Chin to bardzo zła wiadomość, bo Chiny zakładają w swojej strategii, że zachodnie społeczeństwa nie będą chciały ponosić kosztów ludzkich, że szybko rządy zostaną zmuszone do wywieszenia białej flagi. W sytuacji, gdy znacząca część arsenału będzie zautomatyzowana, przy nakręcających poparcie sukcesach militarnych (czy nawet wymianie ciosów, bez uszczerbku dla notowań w demokratycznych społ. dla kontynuowania walki) to recepta na klęskę. Widać, że Amerykanie bardzo na to liczą i upatrują w tych zdolnościach właśnie game changera, zapewniającego pełną przewagę na polu bitwy.

  11. Haizenberg

    Co się stanie, kiedy do takiego drona popłynie motorowka z systemem zagluszania łączności a następnie jej załoga wykona abordarz? Mam nadzieję, że docelowo będą to systemy opcjonalnie bezzalogowe z kabiną dla zalogi.

    1. xXx

      Wystarczą zwykłe czujniki ruchu i/lub ciężaru (by np. jakaś zwykła mewa nie zdetonowała) na pokładzie podłączone do zapalników.

    2. bender

      Teraz są opcjonalnie załogowe i takie mają na razie pozostać. Do rozwiązania pozostaje problem środków przeciwdziałania abordażowi czy szerzej samoobrony. Kontrola dostępu, może jakaś broń niezabijająca i brutalna wieżyczka z minigunem powinny wystarczyć. Zakłócanie niewiele pomoże, bo skoro wyposażony w' AI okręcik może pływać autonomicznie, to może mieć protokół na odstrzelenie intruzów. Zresztą docelowo ma pływać w grupie z innymi dronami, z którymi będzie w ciągłym kontakcie. Takie morskie IoT.

  12. men

    Koncept dla naszej MW ale nie przejdzie bo...................... na to admirał się nie zamustruje, idealne rozwiązanie, działania rozproszone, stacjonowanie w każdym rybackim porciku, dowodzenie z Fregat lub OP nawet małych, do tego drony, systemy antydostępowe do plaż(sensory, efektory-miny-roboty) i pozamiatane

  13. Gulden

    Hmm,tak w sumie,to amerykanie ciepłej wody nie odkryli.Już podczas WW2,a nawet wcześniej,choćby niemcy kamuflowali "cywilny"statek,pakowali na niego uzbrojenie,i po zbliżeniu się do npla,najzwyczajniej w świecie strzelali do niego.Wielkie halo było z tego powodu ze strony aliantów,że jak tak niby można...Najbardziej zabawne,że najbardziej krzyczeli w tym temacie anglicy,mający spore doświadczenia w piraceniu.No,na chwilę obecną,to to będzie w sumie to samo,co już było przećwiczone,tylko niby bez załogi,na danym statku.Ogólnie rzecz biorąc,jak ktoś się im dobierze do systemu łączności,sterowania tym okrętami,to będzie bardoz niewesoło.Bo wystarczy podać im "swoje"koordynaty celu...i amerykańksie pociski,lecą na amerykańskie cele.

  14. tymm

    niczym z dawnego kawału - radziecki kombajn w trakcie żniw ostrzelał rakietami wroga i wrócił do kołchozu

  15. wiarus

    Można? Można! Wystarczy tylko chcieć, być konsekwentnym i porzucić chore "fregatowe" kryteria walki na morzu.

  16. say69mat

    @defence24.pl: US Navy: Nawodne drony strzelają rakietami przeciwlotniczymi ... w warunkach naszego kraju, gdyby nie realna możliwość wrogiego przejęcia byłaby to rewelacyjna opcja dla naszej MW. Stąd okręty tej klasy w wariancie bezzałogowym to .. lekkomyślność. Jedyna opcja okręty o wyporności 800 - 1000T z załogą i zdolnością do samoobrony Kolejny szkopuł ... brak efektorów na miarę zagrożeń, a jest to kluczowy problem zdolności naszych elit politycznych do konstruktywnego dialogu z partnerami projektującymi i produkującymi rzeczone efektory. Dialogu w wymiarze geopolitycznym, projektującym wspólnotę wartości. Jako alternatywę dla opcji sypania piaskiem po oczach.

  17. Levi

    I tak będzie wyglądać flota przyszłości. Rozsiane po morzu jednostki wielkości kutra z niezależnym kontenerem startowym na kilka rakiet. Przeżywalność pewnie nieduża ale straty osobowe zerowe.

  18. hxagon

    Takie kontenery można montować na Lublinach. Mogłyby pełnić funkcję dodatkowych wyrzutni dla wskazujących cele fregat lub korwet.

Reklama