Reklama

Wojsko, bezpieczeństwo, geopolityka, wojna na Ukrainie

Daleko od prawdy - "Tajemnica Westerplatte" [RECENZJA]

Film „Tajemnica Westerplatte” podobnie jak pomnik stojący na Westerplatte to zakłamany obraz tego, co działo się tam we wrześniu 1939 roku (M.Dura)
Film „Tajemnica Westerplatte” podobnie jak pomnik stojący na Westerplatte to zakłamany obraz tego, co działo się tam we wrześniu 1939 roku (M.Dura)

Dwa tygodnie po premierze filmu „Tajemnica Westerplatte” postanowiliśmy sprawdzić, co kryje się pod tym tytułem i jak ten film jest odbierany w polskich kinach.



I tutaj jesteśmy w kropce. Nie jest to bowiem film historyczny, ponieważ z prawdziwą historią Westerplatte, którą opisali jej obrońcy ma niewiele wspólnego. Spór pomiędzy Sucharskim a Dąbrowskim jest oczywiście znany, ale tego jak było naprawdę prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy, ponieważ nie ma już świadków ani konkretnych dowodów tamtych wydarzeń. A robienie z majora Sucharskiego pijaka, epileptyka i wariata (z jego zwidami to reżyser już naprawdę przegiął), a z kapitana Dąbrowskiego nieokrzesanego oraz nierealnie myślącego oficera i samobójcę nie nadało ludzkiego charakteru temu „dziełu”, ale je jeszcze bardziej pogrążyło.

Nie jest to też dokument, ponieważ poza odtworzeniem w miarę dokładnie wartowni i Nowych Koszar praktycznie nic się nie zgadzało z tym, jak faktycznie wyglądało Westerplatte w 1939 roku. A wystarczyło tylko trochę poczytać instrukcji budowania umocnień polowych z tamtych czasów lub pojechać na miejsce i dokładnie pomierzyć odległości pomiędzy poszczególnymi punktami w terenie.

Nie jest to też film batalistyczny, ponieważ sposób działania żołnierzy daleko odbiegał od tego, jak rzeczywiście toczone były walki. Oczywiście reżyser ma prawo do interpretowania historii jak chce, ale wszystko ma swoje granice, a w tym filmie zostały one na pewno przekroczone. Przy czym ośmieszono nie tylko polskich, ale i niemieckich żołnierzy.

Atak na bagnety mata Rygielskiego, bójka chorążego Gryczmana, plutonowego Budera i całej załogi w Wartowni nr 1 gdy podchodzili do niej Niemcy, pijacki amok kaprala granego przez Mirosława Bakę (jego nazwiska nie podano prawdopodobnie dlatego, by rodzina kaprala Goryla nie mogła pozwać reżysera do sądu), leje wypełnione wodą, jakby w pierwszych dniach obrony bez przerwy lało, głośne okrzyki dowódców by podpuszczać Niemców bliżej, kiedy Ci byli kilkanaście metrów od polskich pozycji, kompletnie nieprofesjonalne zachowanie się atakujących Niemców (którzy np. ominęli Wartownię nr 1 z bijącymi się między sobą Polakami lub biegli wyprostowani), nigdy nie potwierdzone rozstrzelanie polskich żołnierzy, ucieczka Polaków z placówki Fort i stanowiska armaty, użycie przez Niemców miotaczy ognia – to tylko niektóre z wpadek reżysera i scenarzysty w jednej osobie.

Natomiast o tym, czego nie pokazano w tym filmie można by już napisać książkę – książkę o obronie Westerplatte. Gdyby jednak ktoś uparcie chciał nadal zobaczyć ekranizację tamtych zdarzeń chociaż trochę zbliżoną do faktów, to proponuję wrócić do starego filmu Stanisława Różewicza z 1967 r. „Westerplatte”. Tamto dzieło, nakręcone bez współczesnych trików technicznych nie pozostawiło takiego kaca, jaki ma się po wyjściu z kina w 2013r. Jedyne czego można rzeczywiście gratulować reżyserowi, to namówienia tak wielu dobrych aktorów do zagrania w tym filmie - i to tych, których dobrze kojarzy się z polskim wojskiem (np. Englerta, Bakę, Wesołowskiego czy Żebrowskiego).

Reżyser nawet tytułem chciał pokazać, że nakręcił „prawdziwy” film o Westerplatte. Zapomniał jednak, że nie można budować swojej pozycji tylko przez opluwanie większych od siebie, bo prędzej czy później się za to zapłaci. Niestety w tym przypadku to my zapłaciliśmy, bo ośmieszono to, z czego Polacy powinni być dumni. Po co to zrobiono powinni sobie teraz odpowiedzieć Ci, którzy zasponsorowali to „dzieło”.

Będzie im o tyle łatwiej, że najważniejszą ocenę każdemu filmowi wystawiają widzowie. „Tajemnicy Westerplatte” wystawili. Na wielkiej sali w Multikinie siedziałem sam.

Maksymilian Dura
Reklama
Reklama

Komentarze (3)

  1. Wiktoria M.

    Drogi recenzencie, Do jakiego więc kina poszedłeś? To jedno. Drugie zaś to to, że należałoby panu zaktualuzować wiedzę na temat historii. Pierwsza próba nie powiodła się, ale zawsze jest szansa.

  2. Toch

    Panie "historyku"! Jakiego kaprala Goryla? Przeczytał Pan jakąkolwiek książkę dot. Westerplatte? Dowódcą działonu był kapral Grabowski.

  3. zniesmaczony

    Jeden wniosek- fakty o bohaterstwie żołnierzy Westerplatte pomniejszono lub przemilczano, a wszystkie brudy wyciągnięto, wyolbrzymiono i jeszcze dopisano drugie tyle z fantazji. Ogólnie obraz Wojska Polskiego II RP wg tego filmu to banda niezdyscyplinowanych alkoholików, luzacko podchodzących do służby i oficerów machających pistoletami w imię własnego ego.