Reklama

Siły zbrojne

Pozorowane ataki na Państwo Islamskie i antykurdyjska ofensywa Erdogana. Napięcie w Turcji

Fot. MoD UK/Crown/Wikimedia Commons.
Fot. MoD UK/Crown/Wikimedia Commons.

Turcja na skraju wojny z Państwem Islamskim – ogłosiły tryumfalnie w miniony weekend niektóre media. Armia turecka zaatakowała pozycje dżihadystów. Do walki wykorzystano lotnictwo – krzyczały nagłówki. Okazuje się tymczasem, że ataków na pozycje islamskie było zaledwie kilka i do tego zaskakująco mało skutecznych. Mało skutecznych w porównaniu ze skalą i celnością uderzeń na obiekty kurdyjskie - pisze w analizie Maciej Sankowski.

Ataki na IS były najwyraźniej pozorowane i posłużyły jedynie jako parawan do przeprowadzenia rozprawy z Kurdami. Warto dodać, że akcja skoordynowana była z działaniami służb specjalnych na terenie Turcji, podczas których aresztowano wielu działaczy legalnie działających kurdyjskich ugrupowań politycznych.

W tym kontekście szczególną uwagę zwraca uwagę oświadczenie irańskiego MSZ, które ciężko przecież podejrzewać o sprzyjanie interesom IS. Podkreślmy, że Iran aktywnie wspiera zarówno władze syryjskie jak i irackie w walce z sunnickimi terrorystami spod czarnej flagi IS. Tymczasem Teheran stwierdza wprost, że korzystniejszy byłby udział Turcji w koalicji przeciwników Państwa Islamskiego niż jej jednostronne działania, podejmowane bez poszanowania suwerenności państw trzecich.

Dodajmy, że Turcja odmówiła udziału w koalicji przeciwko IS stwierdzając, że jej celem będzie nie tyle walka z terroryzmem, co wspieranie reżimu Asada w Syrii. Irańska krytyka, choć na pierwszy rzut oka może budzić zdziwienie, jest pierwszym tak wyraźnym sygnałem dezaprobaty dla antykurdyjskiej aktywności Ankary. Dlaczego?  

Otóż Turcja swoimi atakami na cele kurdyjskie wspiera de facto IS, co zresztą zostało odnotowane na stronach i forach internetowych związanych z Państwem Islamskim. Sytuacja jest o tyle interesująca, że mniej więcej w tym samym czasie prezydent Erdogan w rozmowie telefonicznej z Barackiem Obamą wyraził zgodę na użycie przez Amerykanów tureckiej bazy lotniczej w Incirlik do ataków na cele  Państwa Islamskiego (IS).

Omawiane informacje ujawnił "Wall Street Journal", powołując się na przedstawicieli Pentagonu. Biały Dom nie zaprzeczył. Z jednej strony mamy więc deklarację zacieśnienia współpracy z USA w walce z IS, z drugiej zaś rzeczywiste wsparcie Państwa Islamskiego poprzez osłabienie jedynej siły, która w ostatnim czasie stanowiła realną przeciwwagę dla IS. Przypadek?

Turcja zaczyna do złudzenia przypominać Pakistan. Mamy do czynienia z podobnym poziomem lojalności wobec zachodnich sojuszników. Niestety, wiele wskazuje na to, że służby tureckie także zaangażowane są po ciemnej stronie mocy. Nieprzypadkowo w dniu, kiedy tureckie lotnictwo dokonywało kolejnych bombardowań celów kurdyjskich, francuski dziennik Le Monde ujawnił że z ustaleń tamtejszej prokuratury wynika, iż za zabójstwem trzech działaczek kurdyjskich w Paryżu, w 2013 roku może stać MIT – turecki wywiad.

Erdogan osłabiając pozycje kurdyjskie działa nie tylko na rzecz IS, ale także zaczyna wprowadzać wojenną retorykę w samej Turcji. To może być zapowiedź ofensywy politycznej w celu zmarginalizowania coraz popularniejszych ugrupowań prokurdyjskich oraz reszty opozycji. Wydaje się, że Ankara wkracza w zupełnie nową, bardzo niebezpieczną fazę destabilizacji. Niebezpieczną nie tylko z powodów stricte wewnętrznych, ale także dlatego, że IS doskonale gra na tureckich emocjach i obawach.

Prezydent Turcji i jego ugrupowanie AKP wkroczyli na ścieżkę, która prowadzi tak czy inaczej w mroczne zakamarki. Gra z Państwem Islamskim z jednej strony i liczenie na lojalność zachodnich sojuszników z drugiej, przy wewnętrznym rozchwianiu to nie jest recepta na sukces. Należy mieć tylko nadzieję, że wojenna retoryka Erdogana nie jest zapowiedzią odejścia od demokracji.

Nie trzeba dodatkowo tłumaczyć, że destabilizacja tak poważnego gracza jak Turcja na regionalnej mapie wpływów, miałaby trudne do przewidzenia konsekwencje. Wystarczy spojrzeć na mapę.

Maciej Sankowski 

Reklama
Reklama

Komentarze (14)

  1. kg

    Rzeczywiście Turcja pod rządami Erdogana stała sie dla Eurpy kłopotem. Ja jednak mam nadzieję, że cały poprzedni okres zbliżania Turcji do standardów Unii jednak zmienił świadomość dużej grupy społecznej. W momencie przełomowym liczę na te okoliczność. W państwach arabskich upadek reżimów odsłonił pustkę polityczną i dał szansę radykałom. Erdogan stanie się dyktatorem i upadnie -ale pustki nie będzie. To wszystko jakiś czas potrwa. Islamiści tak obrzydzą muzułmanom islam, że Turcja znajdzie w sobie siłę modernizacyjną i powróci na drogę zbliżenia z Europą

  2. tagore

    Patrzą ,a nie widzą . Tak można podsumować polityków NATO ,Turcja Erdogana od lat buduje podstawy Ottomańskiego imperium bis wykorzystując parasol NATO. Insygnia ostatniego Kalifa są w gablocie tureckiego muzeum, ta bliskość do "Państwa Islamskiego" nie jest przypadkiem.

    1. Are

      A co mają zrobić? Wypowiedzieć Turcji sojusz, w trakcie konfliktu z Putinem i negocjacji z Iranem? W trakcie zwalczania IS i Assada? Jedna z ważniejszych zasad dyplomacji brzmi unikać wojny na dwóch frontach jednocześnie. A tu mamy już do czynienia z co najmniej trzema frontami.

    2. Artur L.

      Ale Turcy się z Arabami nie kochali nigdy. Ta sympatia do PI to jest kalkulacja na krótko. Obliczona na rozgrywkę z Kurdami...

  3. BIG

    Szanowny Panie Macieju, ciężko się nie zgodzić z artykułem. Od dłuższego czasu można obserwować przechylanie szali poparcia Turcji w kierunku IS.Co z tego wyniknie? Upadek ostatniego bastionu oddzielającego Europę od otwartego potoku IS.

  4. Wlad

    Granice obecnej Turcji ustalono ostatecznie w roku 1924. Powstało świeckie państwo Ata Turka. Od tego czasu nie przeprowadzono spisu narodowościowego, ani religijnego. Wg. konstytucji Turcji, wszyscy obywatele byli Turkami i wyznawcami islamu. Przed I wojną światową wg spisu tereny, które obejmuje obecne państwo tureckie zamieszkiwało ok. 15 mln osób. Turcy nie stanowili nawet 50%. Grecy, Ormianie i Kurdowie (z Zaza) liczyli po. ok. 2 mln. Assyryjczyków było ok. 1 mln. Ponadto Turkmeni (Azerowie), Lazowie, Pomacy, Tatarzy Krymscy, Czerkiesi, Abchazowie i Arabowie. Turcy pospołu z Kurdami wymordowali ok. 1,5 mln Ormian, ok. 900 tys. Greków, ok. 700 tys. Assyryjczyków. Resztki Ormian schroniły się na terenie Rosji i ob. Syrii, Libanu oraz Jordanii. Greków wymieniono na Turków z Grecji i innych krajów bałkańskich. Pozostałe po Ormianach, Grekach i Assyryjczykach zasiedlili Kurdowie i Turcy. Kurdom Francja i Wlk. Brytania obiecała kadłubowe państewko (ob. płn. Irak, płn. Syria i płd.-wsch. Turcja), którego nigdy się nie doczekali. ZSRR po zajęciu niepodległych krajów zakaukaskich, "wspaniałomyślnie" oddał Turcji okręg Karsu. Moim zdaniem do większości ob. wschodniej Turcji nie mają praw, ani Turcy, ani Kurdowie (zajęli większość ziem chrześcijańskich Ormian i Assyryjczyków, dowód - tysiące zachowanych zrujnowanych klasztorów, kościołów i cmentarzy). Oczywiście jakieś niepodległe państwo Kurdom się należy, podobnie jak chrześcijańskim Assyryjczykom. Wygląda na to, że Kurdowie kolejny raz zostaną wystrychnięci na dudka, przez wiarołomną, ale "demokratyczną" Amerykę i "demokratyczną" Turcję. PPK od dawna nie powinna być na liście organizacji terrorystycznych. Jej metody walki niczym się nie różnią od metod walki armii tureckiej i tajnej policji. A odpowiedzialność zbiorowa Kurdów stosowana wobec Kurdów z całą pewnością nie jest przejawem demokratycznego i szanującego prawo oraz podstawowe prawa człowieka państwa, za które uważa się Turcja i większość Turków.

    1. Are

      Z większością tych wniosków się zgadzam. Ale... Jednym z ważnych przesłanek założycielskich "republiki młodotureckiej Ataturka" była zasada, że nie liczy się religia, kultura czy narodowość. Oczywiście zaczęła obowiązywać dopiero po 1924, bo wcześniej rzezie "potencjalnych zdrajców" Ormian i nie tylko. I ta zasada obowiązuje oczywiście do dzisiaj. Jak wszyscy wiemy, to tylko założenia, bo w praktyce polegało to na tym, że póki z religią się nie obnosiłeś i nie żądałeś innego traktowania, np. możliwości uczenia swych dzieci w języku kurdyjskim i publicznego kultywowania tradycji, to represje i więzienia. Teraz zarówno kwestie religii i narodowości stają się coraz ważniejsze. W sumie dzięki polityce Erdogana i AKP, który stara się jak może polaryzować i rozgrywać różne grupy społeczne, by w ten sposób osiągnąć swoje polityczne cele. Po drugie, to nie Kurdowie są winni rzezi Ormian, co najwyżej skorzystali na tym. A co najważniejsze,nie tylko nie prześladują innych grup etnicznych (co jak na tamten rejon i zwyczaje jest ewenementem), ale wręcz starają się aktywnie z nimi współpracować i współistnieć na pokojowych zasadach. Jestem też uczulony na zwrot "Turcja" robi tak a tak. Owszem, obecni tureccy decydenci, wspierani przez różnej maści nacjonalistów tureckich, by osiągnąć swe któtkoterminowe partykularne cele (czyli utrzymać się u władzy i ją dodatkowo wzmocnić) prześladują Kurdów (nie tylko tureckich). Inna interpretacja prowadzi do logicznej sprzeczności. Jeśli Turcy prześladują Kurdów, to oznacza że Kurd nie może być Turkiem, albo że tureccy kurdowie prześladują sami siebie. Podobnie jest ze zwrotem, że Kurdowie zostaną przez Amerykę wystrychnięci. Amerykanie grają tak, jak im pozwalają przeciwnicy, czy właściwie raczej "partnerzy". Muszą uwzględniać realia, gdyż alternatywą jest konieczność amerykańskiej lądowej interwencji zbrojnej w Syrii, a po afgańskich i irackich doświadczeniach jest to niemożliwe. Kurdowie mają tylko dwóch sojuszników: właśnie Amerykanów i jeszcze Niemców. I gdyby nie te dwie nacje, to AKP by dawno temu otwarcie zaatakowała Kurdów. A tak AKP musi lawirować i udawać "że nie chce, ale musi". Robi to właśnie teraz, bo chce w przyszłych przyspieszonych wyborach zmarginalizować MHP i wyeliminować HDP.A to jedyna możliwość by Erdogan mógł wprowadzić w Turcji system prezydencki.

  5. Marek

    Już kilka lat temu twierdziłem, że Erdogan i jego AKP, to bardzo niebezpieczna dla całego regionu opcja. Do niedawna wszystkie próby islamizacji Turcji rozbijała świecka "od zawsze" armia, ale wydaje się, że jednak Erdoganowi udało się w końcu armię(dowództwo) podporządkować swoim celom politycznym. A że jest jawnym islamistą i zwolennikiem islamizacji państwa, to w zasadzie nie ma już innej siły, która by mu to skutecznie uniemożliwiała. Opozycja jest słaba i bardzo podzielona. Nawet ugrupowania kurdyjskie żrą się ze sobą ku uciesze AKP i nie bez inspiracji MIT, która coraz wyraźniej flirtuje z IS stwarzając jedynie pozory walki z nim.

  6. patriota

    Turcy mogą się boleśnie przeliczyć tradycyjnego wroga, czyli Kurdów uznając za groźniejszego niż nowe wyzwanie-IS. Pośrednio jest to potwierdzenie dokonującej się w tym państwie stopniowej islamizacji życia politycznego i publicznego. Turcja jest takim sojusznikiem NATO jak Arabia Saudyjska dla USA.

    1. Kilo

      Mogą, ale nie muszą. IS nie musi być w ogóle "wyzwaniem" dla Turcji. Ale nawet jeśli, to z kim lepiej walczyć w dłuższej perspektywie: - z PKK, która jest tak silna, że pokonuje IS i istnieje po to, żeby odłączyć część Turcji? - czy z IS, które jest słabsze od PKK, dobrze zinwigilowane przez MIT i raczej rozbije się o turecką granicę w otwartym konflikcie? W rachunku sił, jeśli ledwo radzimy sobie z PKK a PKK rozwala IS, to na dłuższą metę lepiej walczyć z IS a PKK załatwić teraz, póki są słabi. Poza tym, IS nie musi mieć powodów ani chęci do natychmiastowego atakowania Turcji bo tam jest bardzo sprawna bezpieka która o prawach człowieka zapewne słyszała, ale traktuje raczej jako ciekawostkę. A ideologicznie nie bardzo się to opłaca. To nie świecka Europa z całą jej rozwiązłością i zepsuciem, tylko silny, muzułmański kraj. I jesteś trochę niesprawiedliwy porównując Turcję do Arabii Saudyjskiej. Turkom nie trzeba płacić Maybach'ami, żeby walczyli na rozkaz. Gdyby dziś miała miejsce odsiecz pod Wiedniem (za którą ponoć nas szanują) to ich siły główne pewnie by nawet naszych nie dostrzegły bo flanka wciągnęłaby nas nosem.

    2. Hammer

      ISIS nie jest największym zagrożeniem dla Turcji! Zrozumcie to! Kurdowie nim SĄ! I takie są fakty. Państwo Islamskie nie zagrozi Turcji militarnie (z wielu powodów), Silni Kurdowie(chcą proklamować swoje państwo) takim zagrożeniem już SĄ. @rung jaki biedny naród? Jak ci z Kosova? Ci z pejsami dostali i jak na tym świat wychodzi?

  7. Marcin

    Droga donikąd. Bez porozumienia z Kurdami Turcja nie ma przyszłości.

    1. Sky

      Turcy nie chcą żadnego porozumienia tylko pozbycia się problemu PPK

  8. rung

    No tak Kurdowie znowu sprzedani. Biedny naród. Nie dostali państwa po II WŚ, teraz Obama ich sprzedał. Mam nadzieję, że Turcy de facto wspierając ISIS się przeliczą

  9. Wojtek

    Nie zdziwiłbym się gdyby za zamachem w Suruc też stały służby tureckie, w końcu to Kurdowie byli jego ofiarami. W wyjątkowo niewygodnej pozycji Erdogan stawia swoich sojuszników. Obawiam się, że tak niebezpieczne balansowanie dla nikogo nie skończy się dobrze, IS dalej będzie sobie hulać, Kurdowie zostaną spacyfikowani a Turcy mogą spodziewać się niepokojów we własnym kraju.

    1. sec

      Erdogan idzie w kierunku dyktatury. Potrzebny jest mu wróg. Kolejny krok, stan wyjątkowy, opozycja do pierdla i zamordyzm.

  10. brawoturcja

    Przynajmniej Turcy maja jaja pozbywac się kłopotu, my swojemu dajemy mieszkania i organizujemy festiwale kultury romskiej!

    1. zorro

      Miejmy nadzieję, że Turkom szybko zacznie się sypać gospodarka

    2. sec

      Kłopotem są twoje ksenofobiczne poglądy.

  11. Hammer

    Turcja prowadzi swoją politykę. Dla niej Kurdowie to zagrożenie, V kolumna i tyle. Nie dziwię się Turcji.

  12. kzet69

    Erdogan = Putin w wersji mini, pytanie do dyskusji, czy nie pora by się pozbyć Turcji z NATO, bo jakoś dziwnie się czuję, widząc że naszym koalicjantem w NATO jest gość, który kwestię kurdyjską rozwiązałby najchętniej w stylu kwestii ormiańskiej jak przed 100 laty...

    1. gugluk

      A kto będzie bronił południowej flanki ?

    2. Kos

      Pozbyć się Turcji z NATO? Nie wiesz chyba o czym piszesz.

    3. Kilo

      A co da dyskusja? Kogo ostatnio pozbyto sie z NATO i na podstawie jakiej dyskusji? USA korzysta z ich baz i temat jest zamkniety. PKK przez 30 lat prowadzilo na terenie Turcji wojne zabijajac mase cywili (także Kurdów lub swoich sympatyków, bomby nie wybierają) - wiedza w co graja, na pewno nie sa biednymi, czekajacymi na rzez niewiniatkami.

  13. Urko

    Wniosek jest bardzo prosty. Z dwóch "Państw" , które miały by mieć roszczenia terytorialne względem Turcji, Turcy za bardziej niebezpieczne dla siebie uznali Kurdów. Jakby na to nie patrzeć, "Państwo Islamskie" które ma bardzo duży apetyt, jednocześnie jest bardzo mało konkretne. Gdyby można się było z nim dogadać, byłby to dla Turcji naturalny sojusznik. Problem tylko w tym, że nie można i bardzo szybko wyjdzie na jaw krótkowzroczność takiej polityki.

  14. Szymon

    Etam, Dla Turcji Kurdowie są większym zagrożeniem, niż IS. Tureccy politycy to wiedzą i reagują odpowiednio. Powstanie państwa kurdyjskiego może doprowadzić nawet do dekompozycji Turcji. IS nie stanowi takiego zagrożenia, ponieważ przeciwko IS to Turcy w pięć minut znajdą sojuszników, a ich armia jest w stanie roznieść to całe islamistyczne tałatajstwo nawet samodzielnie, przy całkowitym poklasku reszty świata. Myślenie strategiczne - IS to przeciwnik groźny, ale z Turcy nie będą w takiej wojnie sami. Kurdowie to przeciwnik śmiertelny, bo już mieszka w Turcji i przeciwko nim mało kto (o ile ktokolwiek) będzie wspierał Turcję.